"Pomiedzy"

 

ZE WSPOMNIEŃ LOKALNEJ SŁAWY

Klasyczniałam powoli w różnych antologiach,
w pracach doktorskich moich rówieśników.
W ustach młodszych o lat dziesięć recytatorów.
Na akademiach, na łamach, na słupach. Moje wiersze
powoli przekształcały się w manifesty, nawet w hymny.
Ocierały się o metrum, zaczynały się rymować.

Powoli przechodziłam do historii, gdy widzowie
przychodzili popatrzeć jak się wygłupiam.
Płacili nawet za to, by zobaczyć jak śpiewam
z takim jednym, który był już klasykiem
bez jednego siwego włosa. Starzeliśmy się
na ich oczach, beztrosko rozdawaliśmy autografy.
Jego fani stawali się moimi, o wrogach nie wspominam.

Klasyczniałam powoli, a nadal czułam się młodo.
Robiłam rzeczy, o których nie śniło się filozofom.
Nieraz śniło się o nich moim bliskim.
Rentgen uparcie wykazywał, że mam fotogeniczny
kościec. A już młodsi ode mnie zaczynali opuszczać
ten padół. Wtedy właśnie pomyślałam : "Stara,
pakuj walizki." Nie na tamten świat, bo przecież
tam wyrusza się bez garderoby, bez ciała nawet.

"Pora zmienić krajobraz" - powiedział ten,
którego nazwisko siłą rzeczy klasyczniało wraz ze mną.
Z ulgą opuściłam mauzoleum, w którym coraz częściej
dopadał mnie sen zimowy. Zmieniłam pozycję
z każdym dniem bardziej przystającą do cokołu.
Pochopnie zrezygnowałam z obcinania kuponów.
Pogrążyłam się w żywiole anonimowości,
zostawiając za sobą swą klasyczną młodość, dorobek,
kserokopię siebie.

1997